#nangaparbat Mackiewicz to…

#nangaparbat Mackiewicz to dla światowego himalaizmu postać tak niezwykła, że trudno nawet w jednym artykule wyjaśnić jej złożoność. Z pewnością najbarwniejszy ze wszystkich barwnych lodowych wojowników. W środowisku znany jako ‚Czapkins’. W młodości był narkomanem. W wieku 18 lat uzależnił się od heroiny. Niemal każdego dnia był w ciągu. Koszmar trwał przez trzy lata. Spadł na dno. Przeżył dlatego, że trafił na odwyk do ośrodka na Mazurach. Wiecznie zadłużony. Lubi filozofować. Mocno wierzy, że świat da się naprawić, ale najpierw trzeba wygrać z konsumpcjonizmem.

Życie bierze pełną garścią. Jak coś w coś uwierzy, a później wyznaczy cel, to nie ma takiej siły, która by go od tego odwiodła. Gdy chciał pływać łódką po jeziorze, to zbudował sobie żaglówkę. Jak mu się nudziło w Polsce, to dojechał stopem do Indii, gdzie pracował w ośrodku dla trędowatych. Zarabiał na wysokości. – Robiłem na kominach w hucie Katowice. Pracowałem przy 80-metrowej chłodni. Trzeba było ją wyczyścić, pokryć cynkiem – opowiadał Mackiewicz. – Jeździmy po polach. Stawiamy stumetrowe maszty, które mierzą prędkość wiatru. Energia odnawialna, przyszłość. Podobno. Bieganie po polu to dobry trening. Wieje, zimno, z nosa cieknie. Rozkładamy tony konstrukcji, podnosimy maszty, wchodzimy na nie. Pięć dni w ruchu. Dodatkowo gdy widzę, że obok są pagórki, to po pracy na nie wbiegam – opowiadał Mackiewicz.

Jeszcze kilka lat temu wśród wspinaczy był mało znany. Doświadczenie praktycznie zerowe, nie przeszedł nawet kursu taternickiego. To go nie powstrzymało, żeby w 2013 roku zaatakować zimą na Nanga Parbat bez profesjonalnego sprzętu wartego kilka tysięcy euro. Wdrapał się na 7400 metrów i wprawił w osłupienie najlepszych himalaistów. Wówczas od 17 lat nikt nie osiągnął tam takiej wysokości, w tak ekstremalnych warunkach.

Przez wiele lat jego bratnią duszą był górski partner – Marek Klonowski. W 2008 roku pojechali razem na Mount Logan (pustynię lodową po horyzont) w Kanadzie. – Do grani East Ridge, którą chcieliśmy wejść na Mount Logan, mieliśmy 120 km w linii prostej, a trzeba było kluczyć. Później wejście na płaskowyż, który ma 24 km. Szliśmy osiem dni. Dalej atak szczytowy i zejście do rzeki Chitina. I to w skupieniu, by nie wpaść w łapy niedźwiedzia. To kolejne 160 km. No i spływ rzeką. W sumie sześć tygodni człapania przez Alaskę. Było potwornie zimno. I ten deszcz. Przygotowałem się na zimno, ale sucho. Nie miałem kurtki goreteksowej, bo nie było mnie na nią stać – wspomina z uśmiechem.

#himalaizm #himalaje #wygryw #przegryw #gory #sport #k2 #k2dlapolakow

Powered by WPeMatico

Komentarze są wyłączone.