W przypływie endorfin…

W przypływie endorfin pochwalę się. 26 albo 27 grudnia jak leżałem obżarty na kanapie wyglądając jak pieróg z kapustą i grzybami, tak wstałem, założyłem byle jaką bluzę, adidasy i wybiegłem. Od tamtej pory biegam sztywno co drugi dzień, jest to moja najdłuższa seria bez walenia ściemy pt. „dobra jutro pobiegam”, co kończyło się wcześniej szybkim spadkiem zajawy.

Nie miałem parcia na wyniki, strefy tętna czy międzyczas. Jedynym mitycznym celem było dobicie 10 km – i dziś się udało, co uważam za sukces dla wieloletniego palacza zbliżającego się do 100kg przy 185cm, dla którego jedyna aktywność to motocykl.

Pijcie ze mną wodę, bo rzuciłem uzależnienie od słodkich napojów i uważam, że ze wszystkich moich nałogów ten jest najsilniejszy (bywał okres, że potrafiłem 3l Ice Tea dziennie w siebie wlać).

Nie pochwalę się wagą, bo mam zasadę, że się nie ważę (żeby nie pochłonąć się w ambicji ucinania kg, gdy chudnięcie wyhamuje). Widzę zmianę po ciuchach, diety też jakiejś drakońskiej nie narzucilem poza tą wodą.

#bieganie #sport

Powered by WPeMatico

Komentarze są wyłączone.