Za nami 83. sezon…

Za nami 83. sezon siatkarskich mistrzostw Polski (19. sezon jako liga profesjonalna) organizowany przez PLS pod egidą PZPS, szerzej znana jako PlusLiga i przez ekspertów Polsatu z Łukaszem Kadziewiczem na czele, określana często „Ligą Mistrzów Świata”. Mówi się o niej, że jest 3 najlepszą ligą świata, ustępując jedynie włoskiej Serie A i rosyjskiej Superlidze.

Gdyby ktoś ostatni rok błąkał się po Jaskini Optymistycznej, przypomnę że na koniec sezonu tabela ułożyła się następująco:

1. ZAKSA Kędzierzyn Koźle
2. ONICO Warszawa
3. Jastrzębski Węgiel
4. Aluron Virtu Warta Zawiercie
5. Cerrad Czarni Radom
6. PGE Skra Bełchatów
7. Asseco Resovia Rzeszów
8. GKS Katowice
9. Trefl Gdańsk
10. Indykpol AZS Olsztyn
11. Cuprum Lubin
12. Łuczniczka Bydgoszcz
13. MKS Będzin
14. Stocznia Szczecin

Zakończone rozgrywki może nie ekscytowały poziomem sportowym, ale z pewnością nadrabiały wszelkimi aferami, roszadami z dupy i ogólnym burdelem porównywalnym do sytuacji w Somalii. A teraz po tym cudownym wskrzeszenie Łazarza wstępie, zapraszam do P O T Ę Ż N E G O P O D S U M O W A N I A minionego sezonu.

(ORLEN XD) STOCZNIA SZCZECIN

Jak już jesteśmy przy wskrzeszaniu, w Szczecinie postanowiono wskrzesić siatkówkę i przywrócić klub z portowego miasta na szczyt. Wizja zbudowania siatkarskiego giganta, mogąca spokojnie rywalizować z „wielkim skokiem” autorstwa Mao Zedonga. Do stolicy zachodniopomorskiego ściągnięto znakomite nazwiska: Radostin Stojczew został dyrektorem sportowym, przyjęcie obsadzili niegdyś najlepszy na świecie – Matej Kazyjski oraz lider reprezentacji Kanady – Nicolas Hoag, wspomagani dobrze znanym z PlusLigi Nico Penchevem. Za rozegranie odpowiadali starzy wyjadacze – Łukasz Żygadło i Lukas Tichacek, którzy mogli jeszcze rozgrywać piłki do takich tuz jak Simon van de Voorde i świeżo upieczony MVP mistrzostw świata – Bartosz Kurek. Ambicje zarządu klubu ze Szczecina były wielkie jak inflacja w Wenezueli, a takie nazwiska w składzie dawały z pewnością nadzieję na zawojowanie ligi. Jak wyszło? Otóż wyszło chujowo jak we wspomnianej Wenezueli. Zapowiedź spadnięcia z rowerka dostaliśmy już w pierwszym meczu Stoczni, która podejmowała u siebie Trefl Gdańsk. Już na początku pierwszego seta, w Netto Arenie zapanowała ciemność większa niż podczas bitwy o Winterfell (HBO ty kurwo jebana). Wszystko podobno przez odpalonego w kiblu przez kibica szluga, który to uruchomił czujnik dymu, który by pomóc w ewentualnej ewakuacji publiczności, wyjebał światło w całej hali. Jako że awarii nie udało się naprawić, mecz przesunięto na inny termin. Po olbrzymiej klapie na inaugurację sezonu, Stoczniowcy prowadzeni przez Mieszko Gogola wskoczyli na falę wznoszącą, plasując się w czubie tabeli. Sielanka nie trwała jednak długo. W listopadzie zaczęło się głośno mówić o problemach finansowych klubu ze Szczecina, a niedługo po tym największe gwiazdy z Bartoszem Kurkiem na czele rozwiązały swoje kontrakty z dawnym Espadonem. 13 grudnia 2018 roku klub oficjalnie wycofał się z rozgrywek. Śmiało możemy tutaj mówić o kompromitacji nie tylko klubu, ale i całej polskiej ligi. Niejako winowajcą słyszalnego na Wyspach Marshalla upadku była firma ORLEN, która miała zostać sponsorem tytularnym klubu znad morza, jednak wycofała się z projektu by załadować grube pieniądze w czołowego kierowcę F1, którego kult w pewnym momencie można by porównać do papieża Jana Pawła II i PUDZIANA. Po upadku z rowerka zawodnicy Stoczni poszli w różne strony – Kurek i Penchev trafili do ONICO Warszawa, Kazijski, Hoag i van de Voorde wybrali kierunek Włochy, a Łukasz Żygadło będący jednym z autorów całego projektu pozostał bez klubu.
Siatkówka w Szczecinie poszła się jebać.

OSTATNIE DNI TRENERA TYSIĄCLECIA – ANDRZEJA KOWALA

Przed startem sezonu 2018/2019 kolejnym faworytem do walki o medale był zespół Asseco Resovii Rzeszów prowadzony przez ANDRZEJA KOWALA. Na papierze bardzo dobry skład miał klub z Podkarpacia, taki równy, zbilansowany, ze zmiennikami i ogólnie pozwalający na rotację i spokojnie granie przez cały sezon. Oczywiście wszystko to chuj strzelił. Skład z założenia zbilansowany okazał się po prostu rozjebany, a arcymistrzowskie skomponowanie go uniemożliwiało rotację przez limit obcokrajowców. Przez pierwsze 4 kolejki pasiaki obskoczyli wpierdol od Zawiercia, Warszawy, Katowic i Szczecina. Po meczu ze Stocznią, doszło do zdecydowanie najsmutniejszego wydarzenia minionych rozgrywek. Wtedy to, z funkcją trenera Resovii pożegnała się legenda tego klubu – ANDRZEJ KOWAL. Na jego miejsce sprowadzono pracującego już wcześniej w Polsce Ghorge, George, Ghorgere.. kurwa no tego Rumuna Cretu, zaś sam ANDRZEJ KOWAL wybral później ACS Volei Municipal Zalău jako miejsce pracy (swoją drogą wygrał on ze swoim klubem rundę zasadniczą i teraz bije się o mistrzostwo Rumunii XD). Nowy szkoleniowiec nie odmienił jednak gry zespołu, który potrafił przegrać na Podpromiu 0:3 z jebanym MKSem Będzin. Po otrzymaniu kolejnych srogich wpierdoli, z klubem rozstał się jego dotychczasowy prezes – Bartosz Górski, a zastąpił go wykurwisty niegdyś libero i legenda pasiaków – Krzysztof Ignaczak. Zmiana ta nieco odmieniła Resovię, która odbiła się od dna tabeli i wyprzedziła takie potęgi jak Będzin czy Bydgoszcz. Pasiaki z nowym prezesem i szkoleniowcem zakończyły na 7 miejscu, co jest zdecydowanie wynikiem fatalnym jak wygląd Kucharczyka po meczu z Ajaksem, szczególnie jeśli popatrzymy na skład, który na papierze wydawał się bardzo mocny. Co jednak zawiodło? Zawodnikiem który najbardziej zawiódł był zdecydowanie Damian Schulz. Przychodzący po absolutnie świetnym sezonie z Trefla Gdańsk atakujący miał być liderem w ataku i kończyć wszystko czego inni nie skończą. Jak wyszło? Chujowo. Może nawet nie chujowo, bo nie wiem jak inaczej opisać to że z pierwszego składu został wygryziony przez Jakuba Jarosza XD. Generalnie swoją katastrofalną postawą Schulz zamknął sobie drogę do kadry. Kolejnym graczem który morze zamienił na Podkarpacie był Mateusz Mika. No i kurwa nie grał nic klapa totalna lecimy dalej. Rafael Redwitz, Kawika Shoji – nowa para rozgrywających miała być mieszanką młodości i doświadczenia, a okazała się być mieszanką gówna i kału. Co prawda Amerykanin pod koniec sezonu zaczął coś prezentować na swojej pozycji, a Rafa został odesłany z klubu przez Ignaczaka i zastąpiony przez Łukasza Kozuba. Jedynymi zawodnikami którzy grali solidnie w Rzeszowie w tym sezonie byli Rossard – który wygrywał niektóre mecze praktycznie w pojedynkę, oraz David Smith. Oboje jednak na szczęście albo nieszczęście żegnają się z wielokrotnym medalistą Mistrzostw Polski. Resovia przyzwyczaiła nas że wraz z końcem sezonu dochodzi do rewolucji w składzie, podobnie jest i teraz. Miejsce Cretu zajmie uczestnik Tańca z Gwiazdami – Piotr Gruszka, a wraz z nim przyjdzie kilku zawodników z GKSu Katowice, ale chyba jedynym wartym wspomnienia jest Thomas Rousseaux. I co najistotniejsze – w klubie spod Bieszczad na pewno zostaje Rafello Buszcorena vel. Rafał Buszek – ostoja ofensywy, defensywy, psychiki, wulkanizmu, przenośny Wielki Zderzacz Hadronów i mistrz plasów w środek boiska.
Co przyniesie następny sezon? O ile potwierdzą się informacje o transferze klasowego przyjmującego takiego jak Hoag lub Conte, znów będzie można mówić o Resovii jako o klubie który będzie mógł się bić o medale, nie tylko te z ziemniaka.

JEDEN TRENER PÓJDZIE TU DRUGI TRENER PÓJDZIE TAM

PlusLiga 2018/2019 była jebaną karuzelą jeśli chodzi o roszady wśród trenerów. Inbę rozpoczął wszechpotężny ANDRZEJ KOWAL, który pożegnał się z Asseco Resovią Rzeszów, a za niego sprowadzono sympatycznego długowłosego Rumuna. Prawdziwe tąpnięcie, a wręcz jebnięcie przyszło w grudniu. Wówczas to fefedron vel. Ferdinando de Giorgi zrzekł się posady w Jastrzębskim Węglu i na swoich skrzydełkach uleciał do Włoch by prowadzić Cucine Lube Civitanova. Skurwiel jeden. Straciłem wtedy resztki szacunku do niego. Ale chuj z nim. Na jego miejsce z Indykpolu AZSu Olsztyn ściągnięto Roberto Santillego, zaś w jego miejsce do zespołu sponsorowanego przez firmę spod znaku paróweczek przyszedł Mieszko Gogol, który ewakuował się ze szczecińskiego Titanica. W lutym doszło do kolejnej rotacji, tym razem na spodzie tabeli. Przez problemy finansowe z MKSu Będzin odszedł Gido Vermeulen, a został zastąpiony przez jego asystenta – Emila Siewiorka, mistrza subtelności i użytkownika najdelikatniejszego języka jaki mógłbyś sobie wyobrazić. Tyle by było jeśli chodzi o rotacje które już zaszły, jednak wszędzie słyszymy kalumnie o tym co ma nastąpić. I tak oto wraz ze startem następnego sezonu, w Katowicach zjawi się Dariusz Daszkiewicz a Piotr Gruszka zastąpi Grześka Kreta w Rzeszowie, Mieszko Gogol zajmie miejsce Roberto Piazzy w Bełchatowie, ze Skry również wyemigruje Michał Winiarski, który trafi do Trefla Gdańsk w miejsce srebrnego lisa Anastasiego, który to zastąpi w Warszawie Stephana Antigę. W tym całym zamieszaniu obecnie bez trenera pozostają Łuczniczka Bydgoszcz i AZS Olsztyn. Faza jak chuj. Karuzela kurwa lepsza niż po odsłuchaniu DOSKOZZZY podczas stanu ciężkiego upojenia się alkoholem.

ZAKSA, ONICO, NIESPODZIANKI I OGÓLNY BURDEL

Faza zasadnicza PlusLigi miała jednego słusznego zwycięzcę – ZAKSE Kędzierzyn Koźle, która zaliczyła serię 14 zwycięstw bez porażki (i bez remisu jakby ktoś miał wątpliwości), i która pozycję lidera trzymała praktycznie od początku do końca. Po drodze zdobyła jeszcze Puchar Polski, ale ten turniej oprócz nazwy i historii to gra o nic, więc pozwolę go sobie ominąć jak wątek Dorne w najpopularniejszym obecnie emitowanym serialem. Jednak granie ligi, pucharu i Ligi Mistrzów ciągle jednym składem, w osobach Śliwki, Deroo, Toniuttiego, Kaczmarka, Bieńka, Wiśniewskiego i Zatorskiego zaowocowało kryzysem formy pod koniec fazy zasadniczej, który to jednak koziołkowi potrafili przezwyciężyć i w końcowym rezultacie zdobyć po roku przerwy tytuł mistrzowski, ale o tym napiszę jeszcze potem. Gdy jakoś w okolicach Final Four PP kontuzję złapał filar ZAKSY – Sam Deroo do pierwszego składu wskoczył w jego miejsce młody Rafał Szymura, który to Belga zastąpił zajebiście i został przez wielu ekspertów lepszych i gorszych dopisany do listy „siatkarzy perspektywicznych”. Od następnego sezonu trafi on do GKSu Katowice, gdzie będzie prawdopodobnie liderem na pełnym dystansie. Wracając, ekipa z opolskiego najmniej falowała przez pierwszą część sezonu, czego nie można powiedzieć o innych ekipach.

Oprócz Resovii, sezon ten został koncertowo wręcz spierdolony przez reprezentantów Kopalni Węgla Brunatnego w Bełchatowie. Prawie tak fatalnie jak Stocznia, sezon rozpoczęli żółto – czarni, od porażki 2:3 na wyjeździe z Łuczniczką. Potem było różnie, raz lepiej raz chujowo. Skra jednak w tym sezonie kojarzy się głównie ze świetnym przygotowaniem fizycznym, którego autorem był Eduardo Romero. Dzięki jego pracy Bełchatów zmienił się w jebany szpital i chyba tylko nielicznym zawodnikom udało się uniknąć kontuzji w trakcie rozgrywek. Sytuacja taka otworzyła drogę do pokazania się takim zawodnikom jak Piotr Orczyk, który okazał się wzmocnieniem tak fantastycznym jak złamanie kości udowej z przemieszczeniem. Oprócz Orczyka kolejnymi partaczami byli kochany przez wszystkich Grzegorz Łomacz, który powinien sypać w Wisłoku Strzyżów (nie urągając oczywiście tej świetnej drużynie), oraz mający być jednym z głównych wzmocnień – mający za sobą kapitalny sezon reprezentacyjny Artur Szalpuk, który w nawet najmniejszym stopniu nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Postawę jeszcze dosyć młodego przyjmującego można częściowo wytłumaczyć kontuzją, ale granie takiego piachu przed i po niej, to już przesada. W pierwszej części sezonu najbardziej popisowym graczem z bełchatowskiego ula był zdecydowanie Renee Teppan. To kurwa co on wyczyniał w ataku to po prostu XD. Przyznać jednak trzeba, że Estończyk złapał dobrą formę pod koniec fazy zasadniczej, i był jednym z autorów wielkiego sukcesu jakim było wejście Skry do czołowej szóstki PlusLigi, o którą to biła się z Resovią, Katowicami i Olsztynem. Pozycja atakującego w ekipie prowadzonej przez Roberto Piazzę była największą bolączką tej drużyny, bo gdy Teppan dostawał wylewu za wylewem na prawym skrzydle, jako swojego zmiennika miał Mariusza Wlazłego, który według Łukasza Kadziewicza dalej fizycznie wygląda jak na MŚ w 2006, ale prezentował poziom taki sam lub gorszy. Na udowodnienie poziomu gigantycznego spierdolenia pozwolę sobie tutaj wspomnieć mecz Skry grającej u siebie z AZSem Olsztyn, kiedy to Teppan i Wlazły zdobyli ŁĄCZNIE tyle samo punktów co Sebastian Warda SAMYM BLOKIEM XD. Jedynymi siatkarzami trzymającymi poziom i będącymi liderami drużyny byli Milad Ebadipour i młody Jakub Kochanowski, który bardzo dobrze zastąpił Srecko Lisinaca i nawet tak jak on potrafi atakować z drugiej linii.

Oprócz Zaksy i Skry kolejnymi pewniakami do wejścia do fazy play-off była utytułowana już drużyna Jastrzębskiego Węgla i budująca się nowa siła na polskich parkietach – ONICO Warszawa. Siatkarze ze Śląska mimo zawirowań spowodowanych ucieczką tego kutafona de Giorgiego do Włoch i odejściem dawnego lidera drużyny – Salvadora Hidalgo Olivy do Turcji (Sam Kubańczyk pod skrzydłami Mariusza Sordyla w drużynie ze Stambułu sięgnął po puchar i mistrzostwo kraju, a w tym pierwszym turnieju został wybrany MVP imprezy.) prezentował równą, dobrą formę. Niekwestionowanym liderem górników był Julien Lyneel, który nakurwiając lewą ręką potrafił ograć każdego i obić każdy blok. Obok niego na przyjęciu różne epizody miał P O T Ę Ż N Y Niemiec Christian Fromm, który potrafił ciągnąć atak i być zagrożeniem w zagrywce, lub być strzelnicą w przyjęciu i ogólną kulą u nogi. Tak samo jak niemiecki przyjmujący sinusoidę w swojej grze miał Dawid Konarski. Podwójny mistrz świata (tak on jest kurwa podwójnym mistrzem świata XD) w przeciwieństwie do Teppana miał solidnego zmiennika w osobie Jakuba Buckiego, który zaliczył kilka bardzo dobrych meczów. Grą solidnych węglowych jak zawsze solidnie kierował solidny jak Mercedes W123 Lukas Kampa. Drużynę do 3 miejsca po pierwszej części sezonu doprowadził Roberto Santilli, regularnie odpierdalający kosmiczne inby z sędziami.
Jastrzębianie walkę o awans bezpośrednio do półfinału przegrali z prowadzoną przez szkoleniowca mistrzów świata z 2014 – Stephana Antigę drużynę ONICO Warszawa. Na początku liderami stołecznej drużyny mieli być młodzi przyjmujący – Bartosz Kwolek i Piotr Łukasik, oraz Brazylijczyk Araujo, a grą dyrygował zmiennik Toniuttiego w reprezentacji Francji – Antoine Brizard. W grudniu była Politechnika została bardzo mocno wzmocniona – z upadającej Stoczni Szczecin przyszli do ekipy ONICO Niko Penchew i Bartosz Kurek. Atakujący reprezentacji Polski oczywiście z miejsca stał się absolutnym liderem i główną armatą ekipy. Transfer Kurka pchnął dotychczasowego pierwszego młota – Araujo do odejścia z Warszawy, a drugim atakującym został wiecznie drugi Sharon Vernon – Evans. Warszawianie generalnie szczególnie drugą rundę fazy zasadniczej grali koncertowo, zasłużenie zajmując miejsce zaraz za ZAKSĄ.

Czołowa szóstka po fazie zasadniczej miała dwie niespodzianki. Tą większą była zdecydowanie drużyna znikąd – Aluron Virtu Tutti Fruti Warta Zawiercie. Pod dowództwem Marka Lebedewa Jurajscy Rycerze prowadzeni przez Marcina Walińskiego, Mateusza Malinowskiego, Alexandre Ferreiry i małego starego Słowaka – Michała Masnego grali kapitalnie, a we własnej hali byli groźni jak Richard Kuklinski. Zawiercianie nie mieli wielkich nazwisk, ciężko nawet stwierdzić czemu kurwa oni znaleźli się tak wysoko, mając skład na poziomie Katowic albo Olsztyna. W każdym razie, to właśnie ekipa z miasta między Zagłębiem Dąbrowskim a Częstochową wywalczyła swój świetny wynik.

Kolejną niespodzianką, choć już nie tak dużą jak Jurajscy była ekipa Cerradu Czarnych Radom vel. Wojskowych. Miasto słynące z miłośniczki napoju 3 cytryny miało na papierze dobry skład – z mocnymi Fornalem, Żalińskim i dobrym rozgrywającym Vincicem, oraz mającym być motorem napędowym Maksimem Zhigalovem. Osobiście przyznam, że bardzo liczyłem na drużynę Wojskowych, i liczyłem na nieco więcej. Ale mniejsza z moim subiektywnym pierdoleniem. Tak jak siatkarze z Zawiercia, podopieczni Roberta Prygla byli bardzo groźni w swojej hali ze złotym jak włosy Lannisterów sufitem. W trakcie sezonu przez urazy i słabszą dyspozycję ze składu wypadł rosyjski atakujący, a został zastąpiony przez znanego ze związku z Izą Krzan – Michała Filipa. Ten to fantastycznie zbudowany ale i chimeryczny zawodnik złapał konflikt z gorącymi jak lato w Mongolii kibicami, których to pozdrowił kiedyś środkowym palcem. Ekipa z Mazowsza jednak prezentowała jednak dosyć równą formę, i na 4 miejscu awansowała do fazy play-off.

Jak wcześniej wspominałem, o szóstkę biły się jeszcze GKS Katowice, Indykpol AZS Olsztyn i Asseco Resovia Rzeszów. No i w sumie nie będę się rozpisywał, bo i tak wyjdzie w chuj długo bez tego, więc napiszę tylko że każdy miał swoje gorsze i lepsze momenty, ale koniec końców wszyscy spierdolili i się nie liczyli jak Dmitrij Miedwiediew.

MACIEJ MUZAJ I ZENIT KAZAŃ

Europa wciąż niezdobyta. Sezon 2018/2019 nie przyniósł żadnego sukcesu w rozgrywkach międzynarodowych, choć było blisko sensacji. Na fazie grupowej swoją przygodę zakończyła ZAKSA, która trafiła do grupy z Civitanovą i Modeną, a ze pozostałe dwie polskie drużyny – Skra Bełchatów i Trefl Gdańsk które znalazły się w jednej grupie, awansowały do fazy pucharowej. I tutaj zaczęło robić się ciekawie, a nawet bardzo ciekawie. W ćwierćfinale Bełchatowianom przyszło się mierzyć z Zenitem Sankt Petersburg, ciągniętego przez Oreola Camejo i jednego z najefektowniejszych siatkarzy na świecie – węgierskiego Niemca – Gyorgy Grozera. Trutnie dosyć niespodziewanie pokonali u siebie rosyjski klub 3:1, a na wyjeździe co prawda przegrali w takim samym stosunku, ale wygrywając złotego seta awansowali do półfinału. Wiele więcej natomiast działo się w pojedynku Trefla Gdańsk z Wielkim Zenitem Kazań. Nie będę opisywał Zenitu, bo każdy kto choć trochę wie o siatkówce wie czym jest ta napędzana gazem marka. W każdym razie drużynę Trefla, wiele słabszą od tej z poprzedniego sezonu każdy skazywał nie wyruchanie bez wazeliny przez rosyjskiego giganta. Tymczasem jednak w pierwszym meczu granym w Gdańsku, drużyna Andrei Anastasiego pokazała pazur i uległa N’Gapethowi i spółce dopiero w tie-breaku. Na rewanż do Rosji jednak i tak polska drużyna jechała jak romska rodzina do Auswitz. I tu się odjebała rzecz wręcz nieprawdopodobna. Ciągnięty przez kapitalnie grającego Macieja Muzaja Trefl prowadził 2:1 i co najważniejsze – miał piłkę meczową na wagę półfinału i wypierdolenia z rozgrywek wielkiego Zenitu. Ale kurwa oczywiście co Muzaj dał, Muzaj musiał zabrać i tę oto piłkę meczową wyjebał nad blokiem w aut XD. Zenit seta wygrał, Trefl wygrał tie-break ale Zenit wygrał złotego seta i to on zameldował się w półfinale. Mimo że Gdańskie Lwy odpadły, trzeba przyznać że dały dużo emocji i radości. Miło było patrzeć na równą, świetną walkę Schotta, Kozłowskiego, Nowakowskiego i Muzaja z N’Gapethem, Mikhaylovem, Andersonem i Volvichem. Brawo dla Gdańska, brawo dla Anastasiego, Muzaj XD. Wróćmy jednak do Skry bo ta awansowała do najlepszej czwórki w Europie i.. i w sumie chuj to by było na tyle. W półfinale została zgwałcona jak Syfon w Ferdydurke przez Civitanovę i zakończyła swój podbój Europy. Od sezonu 2014/2015 nie mamy medalu w Europie, i ten sezon też nam go nie dał. MUZAJ XD

OSTATECZNE ROZWIĄZANIE KWESTII LIGOWEJ

Faza Pucharowa. W półfinałach bezpośrednio znaleźli się ONICO i ZAKSA, a o pozostałe dwa miejsca walkę toczyli Skra z Jastrzębskim Węglem oraz Tutti Frutti z Czarnymi Radom. Rywalizacja węgla kamiennego z brunatnym pokazała że kamienny jest jednak znacznie lepszy, a brunatny nadaje się tylko do spalenia na miejscu. Bełchatów praktycznie nie istniał w tej rywalizacji. Tak jak w fazie zasadniczej, grali tylko Kochanowski i sympatyczny Pers. To jednak było zdecydowanie za mało na fantastycznie dysponowanych Jastrzębian. Szczególnie brylował Dawid Konarski, którego ataki oparte na wypierdalaniu piłki po palcach blokujących za 9 metr stanowiły zabójczą dla trutni broń. Na szczególną odznakę wybitnego spierdolenia w ekipie żółto – czarnych zasługują zdecydowanie 3 osoby – atakujący Mariusz Wlazły, libero Kacper Piechocki i trener Roberto Piazza – ten łysol powinien nawet dostać tę odznakę z mieczami i liśćmi dębu, za szczególną zasługę i wystawienie wspomnianej dwójki. Można tylko napisać że Kacper Piechocki – syn Konrada Piechockiego był po prostu sobą, przez co był celem nr 1 do kierowania w niego zagrywek. A Wlazły? Z całym szacunkiem dla niego i dla jego zasług ale powinien już sobie odpuścić granie jako pierwszy atakujący w Skrze, bo bycie ostatnią opcją w ataku jako atakujący, to jak być wyjebanym z własnej imprezy urodzinowej. Jeszcze wrócę do Piazzy – po jakiego chuja jest na boisku trzymany Wlazły gdy Teppan miał lepszy okres i potrafił wziąć na siebie atak? Tego się już nie dowiemy. A młody Piechocki powinien być wyjebany razem z Łomaczem do Wisłoka Strzyżów (z całym szacunkiem dla Wisłoka oczywiście bo to świetny klub). W drugiej parze ćwierćfinałowej mierzyły się ze sobą dwie nowe siły. Tutaj rywalizacja wyglądała znacznie, znacznie lepiej i dostarczyła na prawdę dużo emocji i dobrej siatkówki. Marcin Waliński i spółka okazał się lepszy od Tomasza Fornala z ziomkami, choć potrzebował on dwóch meczów by to udowodnić.

Nadszedł czas półfinałów. W starciu Jastrzębskiego Węgla i ONICO Warszawa los zaczął bardzo sprzyjać drużynie ze Śląska – kontuzja pleców wykluczyła z gry Bartosza Kurka. Włodarze stołecznego klubu uznali że Vernon Evans nie wygra im meczu, więc postanowili sięgnąć po transfer medyczny w osobie naszego ulubieńca – Macieja Muzaja. Jednakże ten ruch okazał się niemożliwy przez to, że Kurek nie grał określonego procentu setów w barwach dawnej Politechniki, tak więc atak spoczął na barkach czarnoskórego Kanadyjczyka. Pech jednak nie opuścił Warszawy, gdyż w pierwszym secie pierwszego meczu półfinałowego, urazu stawu skokowego doznał drugi z liderów drużyny – Bartosz Kwolek. Osłabiona drużyna ONICO nie dała rady pokonać u siebie drużyny Roberto Santillego. Kontuzja młodego przyjmującego jednak pozwoliła na dokonanie transferu medycznego Macieja Muzaja – który dołączył do stołecznej ekipy już na drugi mecz. Kolejne dwa mecze na swoją korzyść wzięło ONICO, meldując się w wielkim finale ligi. Niebagatelny wpływ na sukces ekipy Antigi miała świetna postawa Niko Pencheva, który to dopisze już kolejny na swoim koncie medal Ligi. W kolejnej rywalizacji sensacja rozgrywek z Zawiercia mierzyła się z faworyzowaną ekipą z Kędzierzyna Koźle. W pierwszym meczu w mieście koziołkowych dostaliśmy solidne jebninęie. Zawiercie wyruchało na wyjeździe drużynę Andrei Gardiniego XD. Absolutna sensacja na miarę Leicester City w 2016 roku wisiała w powietrzu, tym bardziej że teraz Jurajscy mieli mecz na swoim gorącym jak Miriam Shaded dla typowego łysego narodowca. Największe jebnięcie sezonu było jeszcze bliżej gdy dowodzona przez Michała Masnego ekipa wygrała 2 pierwsze sety, ale to jednak ZAKSA ze Śliwką na ataku potrafiła odwrócić mecz i wywieźć z trudnego terenu zwycięstwo. Trzeci rozstrzygający mecz w Kędzierzynie miał przebieg taki jak się można było na początku spodziewać – czyli zwycięstwo Koziołkowych pewne jak zjebanie się ze stołu kanapki z dżemem na stronę z dżemem.

I doszliśmy już do końca sezonu – ostatnia gra o medale.
O brąz walczą dwie ekipy ze Śląska. Pierwszy mecz u siebie wygrali górnicy, zaś w Zawierciu obejrzeliśmy fantastyczny mecz, zakończony po bardzo długim, granym na przewagi tie-breaku, wygranym przez Jastrzębian. Gdyby każdy mecz w PlusLidze tak wyglądał to brakowałoby mi takich pokazów masowego wylewu jak np. w drugim meczu pomiędzy Resovią a MKSem Będzin w fazie zasadniczej. Trzeci mecz na terenie występowania powszechnych szkód górniczych toczył się pod dyktando gospodarzy, a Zawiercie musiało zadowolić się i tak bardzo dobrym dla nich 4 miejscem.

W międzyczasie jeszcze w meczu o 5 miejsce Skra została ponownie upokorzona, tym razem przez Wojskowych, a Bełchatów dawał po raz kolejny popisy spierdolenia jak Janusz Korwin Mikke na krótko przed wyborami.

Finał – faworyt ZAKSA i mogąca sprawić niespodziankę jak Finlandia Związkowi Radzieckiemu ekipa z Warszawy. Pierwszy mecz przyniósł olbrzymie kontrowersje – oprócz pominięcia jednej wygranej przez Warszawę akcji i niedopisania za nią punktu Warszawie, prawdziwa sroga inba przyszła na koniec tie-breaka. Przy piłce meczowej dla ONICO Łukasik przyjął na palce tak fatalnie jak skakał Robert Mateja, ale sędzia nie odgwizdał błędu, a akcję skończył z lewego skrzydła Penchev. Warszawianie zaczęli się cieszyć, ZAKSA protestowała, a Kaczmarek postanowił dokonać aneksji słupka sędziowskiego. Sędzia Maroszek po konsultacji postanowił zmienić jednak decyzję i przyznać punkt dla Kędzierzynian, a najpiękniejszemu Łukaszowi Kaczmarkowi pokazał kartkę w kolorze twarzy Lecha Wałęsy. Koniec końców ONICO nie wykorzystało szans, Muzaj zajebał w swoim stylu w pojedynczy blok Szymury, a sam Szymura mecz zakończył technicznym atakiem. Władze klubu z Warszawy zdecydowały się na protest przed komisją ligi i domagały się przyznania zwycięstwa w meczu swojej drużynie, jednak ich próby spełzły jak najebany Rafatus z krzesła z na podłogę. Kolejne dwa mecze zostały pewnie wygrane przez Koziołkowych, prowadzonych przez Szymurę, Deroo i małego niepozornego Francuza. Dodam jeszcze, że dwa ostatnie sety rywalizacji zakończył atakami nad blokiem w aut MACIEJ MUZAJ XD

Czy sezon był dobry? Nie. Na pewno z niego zapamiętamy więcej wydarzeń około siatkarskich – upadki, ucieczki, sensacje, rotacje, inby i ogólnie dużo wylewów i udarów. Pojawiło się na pewno dużo nowych zawodników mogących mieć przyszłość w kadrze i wielkich klubów, wśród nich wspomniany Szymura, ale oprócz niego warto wymienić Fornala, Hubera, Malinowskiego (wciąż nie mogę odżałować że nie znalazł się w kadrze) i Semeniuka. Było kilka ciekawych meczy, było kilka gorszych meczów, różnie było. Nie lubię pisać zakończeń więc koniec i bomba a kto czytał ten MUZAJ XD.

Trzymajcie za mnie kciuki na maturze jutro.

#siatkowka #plusliga #biedablogqcyka #sport #podsumowanie #blog #andrzejkowal

Powered by WPeMatico

Komentarze są wyłączone.