Wszędzie dobrze, ale w domu…

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Jeszcze do niedawna pozostawał jednym z kilkudziesięciu wychowanków Chelsea, błąkających się po świecie w poszukiwaniu szans na regularne występy. Wobec braku przekonania Antonio Conte przywdziewał barwy Bristol City oraz Swansea, nie otrzymawszy zaufania od Maurizio Sarriego grał na chwałę Aston Villi. Cierpliwość i determinacja w dążeniu do zaistnienia w macierzystym klubie w końcu jednak popłaciły. Dziś Tammy Abraham, bo o nim właśnie mowa, jest nie tylko podstawowym napastnikiem The Blues, ale też symbolem nowej ery na Stamford Bridge.

– Jestem tu od szóstego roku życia, lecz dotąd nie było lepszej okazji do ciężkiej pracy na rzecz miejsca w wyjściowym składzie. Z nowym menedżerem wszystko wydaje się możliwe, więc zarówno młodzi zawodnicy, jak i wszyscy inni, mają powód, by w siebie uwierzyć – mówił 21-latek w przedsezonowej rozmowie ze Sky Sports. Już wtedy zdawał sobie sprawę z tego, że znalezienie wspólnego języka z Frankiem Lampardem będzie znacznie łatwiejsze niż w przypadku poprzednich szkoleniowców, i nie miało to nic wspólnego z ich pochodzeniem, ani nawet znajomością angielskiego. Antonio Conte oraz Maurizio Sarri zwyczajnie nie odważyli się nań postawić, obdarzyć choćby kropelką zaufania. Z drugiej strony, czy wypada im się dziwić?

Żaden z wyżej wymienionych Włochów nie przybył przecież do niebieskiej części Londynu w celu odmłodzenia kadry tudzież poświęcenia większej uwagi produktom klubowej akademii. Wszystko to było nieistotne, liczyły się wyłącznie zwycięstwa oraz trofea. Tylko naiwniak wybrałby w tej sytuacji nieokrzesanego Abrahama kosztem doświadczonego Diego Costy, obytego z piłką na najwyższym poziomie Alvaro Moraty czy choćby przygaszonego, acz zawsze groźnego Gonzalo Higuaina. Tym bardziej, że ani za kadencji obecnego opiekuna Interu, ani w okresie rządów palacza zamieszkującego aktualnie Turyn, Tammy nie był gotowy na sprostanie wyzwaniu pod tytułem Premier League. I to pomimo faktu, iż w przeszłości bił rekordy strzeleckie w każdym młodzieżowym zespole Chelsea, w jakim przyszło mu grać – od U8 aż po U23 – a Guus Hiddink już w 2016 roku dał mu możliwość debiutu w drużynie seniorskiej. Świadomy swoich braków ruszył więc w świat.

Pierwszym przystankiem trzyetapowej tułaczki napastnika rodem z Camberwell okazała się ekipa z dolnych rejonów tabeli Championship – Bristol City. Nie było to może najbardziej prestiżowe miejsce do gry w piłkę, lecz dla młodziana pragnącego cennych dla rozwoju minut pasowało jak ulał. Już w inauguracyjnym występie w czerwono-białych barwach Abraham bliski był wpisania się na listę strzelców w wyniku stałego fragmentu gry, ale po sporym zamieszaniu w polu karnym trafienie przypisano jego koledze z zespołu, Hordurowi Magnussonowi. Co się odwlekło w potyczce z Wigan, to nie uciekło podczas starcia z Wycombe. Osiemnastoletni wówczas piłkarz nie tylko zdobył w nim bramkę, lecz również zapewnił swojej drużynie awans do kolejnej rundy Pucharu Ligi. I choć wszyscy w klubie z Ashton Gate byli wypożyczonym snajperem oczarowani, mało kto spodziewał się, iż udany początek stanowił zaledwie preludium do wyśmienitego sezonu w jego wykonaniu.

Rozochocony Tammy ani myślał oglądać się za siebie. Jeszcze w sierpniu skompletował premierowy dublet w seniorskim futbolu, zaś cztery ligowe gole we wrześniowych zmaganiach The Robins pozwoliły mu na sięgnięcie po tytuł Gracza Miesiąca Championship. O ile kolejne tygodnie były już znacznie chudsze – przy czym należy pamiętać, że wahania formy są dla zawodników w tym wieku rzeczą absolutnie normalną, jeśli nie nieuniknioną – o tyle na przełomie grudnia oraz stycznia Anglik znowu błyszczał. Nie dość, że trafiał do siatki w czterech kolejnych występach, to w dodatku za sprawą bramki w meczu z Sheffield Wednesday stał się pierwszym nastolatkiem w nowożytnych dziejach zaplecza Premier League, który w jednej kampanii przekroczył barierę szesnastu goli. Kto wie, do ilu zdołałby finalnie dobić, gdyby nie uraz stawu skokowego, przez który stracił sześć spotkań?

Koniec końców, Abraham zakończył sezon jako wicekról strzelców (skuteczniejszy od niego był tylko Chris Wood z Burnley), a łączny dorobek 26 skalpów zaowocował następnym unikatowym osiągnięciem. Nikt wcześniej nie zasłużył bowiem na miano Piłkarza Roku Bristol City, Młodego Piłkarza Roku Bristol City oraz Najlepszego Strzelca Klubu w jednych rozgrywkach. – Podczas sezonu spędzonego w Bristol City zyskałem pierwsze doświadczenie w prawdziwie męskiej piłce. Dało mi to niezwykle cenną perspektywę na to, czego oczekiwać – przyznał po latach mierzący metr dziewięćdziesiąt napastnik. Czy przekonało to Antonio Conte? Nic z tych rzeczy. Kiedy na Stamford Bridge przeprowadzał się najdroższy wówczas zawodnik w historii The Blues – Alvaro Morata – 21-latek był już w Swansea.

Napisać, iż pobyt w Walii nie należał do szczególnie udanych, to jak stwierdzić, że Amazonka jest całkiem pokaźnym strumykiem. Awans na wyższy poziom rozgrywkowy zwyczajnie przerósł Abrahama. Na przestrzeni trzydziestu dziewięciu spotkań młodzieżowy reprezentant Synów Albionu uzbierał jedynie osiem trafień, do których dorzucił pięć asyst. Na pewnym etapie sezonu szło mu tak słabo, iż nie zasługiwał na miejsce w wyjściowej jedenastce walczących o utrzymanie Łabędzi. Ba, momentami nie łapał się nawet do kadry meczowej! Klub z Liberty Stadium spadł ostatecznie do Championship, a urodzony w południowym Londynie piłkarz wrócił do Chelsea z podkulonym ogonem.

Jako że Premier League stanowiła zbyt wysokie progi na jego nogi, usługami Tammy’ego nie zainteresował się ani nowy boss ekipy ze Stamford Bridge – Maurizio Sarri, ani żaden inny szkoleniowiec ekstraklasowej drużyny. Fachowcy z pierwszej ligi wręcz przeciwnie. Rywalizację o wypożyczenie Anglika wygrała ostatecznie Aston Villa, a przenosiny młodego napastnika do Birmingham okazały się strzałem w sam środek tarczy. Tak dla niego, jak i dla The Villans.

Mimo przeciętnego początku sezonu w wykonaniu zespołu prowadzonego przez Steve’a Bruce’a, Abraham nieźle odnalazł się w nowych realiach. Trafieniem otwierającym wynik starcia z Rotherham natchnął swoich kompanów do zwycięstwa, trzema golami w trzech kolejnych październikowych spotkaniach udowodnił, iż nie zatracił instynktu seryjnego kilera. Jak ryba w wodzie poczuł się jednak dopiero miesiąc później, kiedy metody pracy świeżo zatrudnionego menedżera – Deana Smitha – zaczęły przynosić oczekiwane efekty. Podczas siedmiomeczowego cyklu, w którym zespół z Villa Park nie zaznał goryczy porażki ni razu, wychowanek Chelsea stanowił o sile i obliczu ofensywy. Nie dość, że jego konto strzeleckie powiększyło się wówczas aż o osiem bramek, to w dodatku popisowym występem przeciwko Nottingham Forest zapisał się w annałach historii, stając się pierwszym zawodnikiem Aston Villi w XXI wieku, który na przestrzeni dziewięćdziesięciu minut czterokrotnie karcił defensywę rywala. Tytuł najlepszego gracza Championship w listopadzie został przypieczętowany w cuglach.

Za sprawą wyśmienitej formy Tammy’ego, w mediach coraz częściej i głośniej mówiło się o rychłym powrocie Anglika na Stamford Bridge. Spekulacje nasiliły się jeszcze bardziej, kiedy jasnym stało się, iż w zimowym oknie transferowym burzliwy związek klubu z Moratą dobiegnie końca. I choć w styczniu Hiszpan faktycznie wrócił do ojczyzny, jego miejsca w kadrze nie zajął wcale 21-latek, a stary, dobry znajomy Sarriego – Higuain. Odrzuciwszy zaloty Wolverhampton pochodzący z Londynu napastnik skupił się więc na rywalizacji o awans do Premier League z Grealishem i spółką, a także na… biciu kolejnych, epokowych rekordów.

Jeszcze w premierowym miesiącu Anno Domini 2019 Abraham wyrównał osiągnięcie Pongo Waringa, który chwilę przed wybuchem II Wojny Światowej trafiał do siatki w siedmiu kolejnych występach domowych w barwach klubu z bordowo-niebieskiej części Birmingham. Kilkanaście dni później powtórzył wyczyn Petera White’a, który trzydzieści osiem lat temu jako ostatni zdobył dla The Villans dwadzieścia bramek w sezonie, natomiast w kwietniu został pierwszym piłkarzem Aston Villi od 1977 roku, który na przestrzeni jednych rozgrywek zebrał dwadzieścia pięć skalpów. Kampanię 2018/19 Tammy zamknął ostatecznie z dwudziestoma sześcioma golami na koncie, drugim w karierze tytułem wicekróla strzelców zaplecza angielskiej ekstraklasy (tym razem wyprzedził go fenomenalny Teemu Pukki) oraz nominacją do najlepszej jedenastki ligi. Co zaś najważniejsze, wydatnie przyczynił się do promocji jego tymczasowego klubu do elity. I choć po zwycięskim finale play-offów stwierdził, że pobyt na Villa Park dał mu wiele satysfakcji, zapytany o powrót do kadry The Blues przyznał wprost: – Jeśli Chelsea stwierdzi, iż mnie potrzebuję, dam z siebie wszystko.

Jak zapowiedział, tak czyni.

Wraz z nadejściem lata, na Stamford Bridge nastała nowa era. Era posthazardowa, era zakazu transferowego, lecz nade wszystko era Franka Lamparda. Legendarny pomocnik został zatrudniony w celu oczyszczenia atmosfery powstałej w okresie pracy Maurizio Sarriego, a także przeprowadzenia klubu przez najtrudniejszy etap w jego nowożytnej historii. Kto, jak nie on, mógł wziąć na siebie tak ogromną odpowiedzialność? Kto, jak nie on, miał wreszcie postawić na wychowanków, w tym piekielnie skutecznego Abrahama? Jeśli 106-krotny reprezentant Synów Albionu miał co do młodego Anglika jakiekolwiek wątpliwości, jego asystenci – znający 21-latka z drużyn młodzieżowych – prędko wyperswadowali mu je z głowy. I tak Tammy stanął przed upragnioną okazją zaistnienia w wyśnionym miejscu.

Pierwszym akordom świeżo namaszczonej “dziewiątki” bliżej było jednak do koszmaru, aniżeli do wizji szczęścia. O ile bezbarwny występ w starciu z Manchesterem United dało się usprawiedliwić kiepską dyspozycją całego zespołu, o tyle w przegranej potyczce o Superpuchar Europy snajper rodem z Camberwell powtórzył niechlubny wyczyn Romelu Lukaku, nie wykorzystując decydującego rzutu karnego. I tak, jak Belg w trakcie swojego krótkiego pobytu we Włoszech, tak i Abraham spotkał się z falą rasizmu, która doprowadziła jego mamę do łez. – Zastanawiała się: “Dlaczego on? Dlaczego on?”. Słuchanie tego [rasistowskich wyzwisk] nie jest miłe, szczególnie, jeśli dotyczy Twojego syna – mówił napastnik w rozmowie ze Sky Sports. Mimo okrutnego incydentu pozostał na szczęście skupiony na swoim celu.

Pomogło mu w tym niewątpliwie wsparcie szkoleniowca. Po porażce z Liverpoolem Lampard nie stracił zaufania do Tammy’ego, bo choć pozostawił go na ławce w trakcie spotkania z Leicester, przed rywalizacją z Norwich motywował go przekonując, iż to będzie jego dzień. Kilka godzin później obaj cieszyli się z premierowego wspólnego triumfu, a 21-latek stał się trzecim najmłodszym zdobywcą dubletu w historii występów Chelsea na poziomie Premier League. Zeszłoweekendowy hat-trick w potyczce z Wolverhampton wywindował go natomiast na sam szczyt rankingu o roboczym tytule “Laureaci potrójnej zdobyczy ligowej w barwach The Blues z najmniejszą liczbą wiosen na karku”. Swoje dotychczasowe osiągnięcia Anglik skwitował w następujący sposób: – Ciężko pracowałem i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to może być mój sezon. Nie pozostaje mi nic innego, jak udowadniać menedżerowi w każdym meczu oraz na każdej sesji treningowej, że bardzo pragnę sukcesu.

Nowy idol Stamford Bridge to wciąż piłkarz z dużymi rezerwami i całkiem pokaźnym polem do poczynienia progresu. Nadal musi pracować nad poszczególnymi elementami warsztatu, jak chociażby gra kombinacyjna, zastawianie się czy uderzenia z dystansu, co zresztą regularnie czyni w trakcie lub po treningach. Nikt nie ma jednak wątpliwości co do tego, że w trakcie swojej trzyetapowej tułaczki po Bristol City, Swansea oraz Aston Villi Tammy Abraham dojrzał do występów na szpicy Chelsea. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Serdecznie zapraszam na mój fanpage, na którym publikuję opinie, spostrzeżenia oraz przemyślenia związane z piłkarskim światem.

Jeśli spodobała Ci się wrzutka, zaobserwuj #zycienaokraglo
Dzięki!

#sport #mecz #pilkanozna #premierleague #chelsea #cfc #zycienaokraglo

Powered by WPeMatico

Komentarze są wyłączone.