Znowu zabłądziłem… I dwa…

Znowu zabłądziłem… I dwa tygodnie musiałem stopować, regenerować się, i zebrać do kupy.

Kilka spraw miałem na głowie, i zorientowałem się że nie mogę funkcjonować, będąc tak okropnie zmęczonym cały czas… Rozumiem czasami mieć cięższy okres treningowy, ale cały czas? Tak być nie powinno.

Już przerabiałem wszystko. Latem myślałem że to wina alergii, potem że złej diety zbyt małej ilości kcal, później wina choroby/przeziębienia… Ale odpowiedź jak zawsze jest tam gdzie zwykle, czyli w treningu.

Trening musi być nieoptymalny, zły, skoro cały czas czuje się tak zmęczony…

Więc jak tylko odpocząłem, wróciła chęć do myślenia o treningu, odpaliłem excela z zapiskami treningów i zacząłem się zastanawiać, porównywać, co się zmieniło od początku roku do teraz, jak ćwiczyłem,jakie podejście miałem wtedy, a jakie mam teraz?
Tak na pierwszy rzut oka… wszystko wyglądało podobnie. Ten sam system treningowy, podobny układ ćwiczeń, te same, podobne ćwiczenia, ciężary też zbliżone.
Ale przyglądając się bliżej, przypominając sobie te treningi… to było zupełnie coś innego.

W czym rzecz?
To wina, przeintelektualizowaniu treningu? Nadgorliwości? Zbyt wysoko ustawionych samemu sobie poprzeczek? Chęci nadmiernego profesjonalizmu? Nie wiem jak to nazwać.

Wcześniej ćwiczyłem NA PAŁĘ! OGIEŃ i do przodu! Oczywiście żebyśmy się dobrze zrozumieli, nie było to robienie losowych ćwiczeń byle jak, byle machać. Miałem mocne ramy systemu którego się trzymałem, ale to tyle, wszystko inne było chaotyczne, kompletnie autoregulowane. Każdego dnia robiłem coś innego, zmieniałem właściwie każdy parametr treningowy. Wiedziałem tylko że w dwa dni w tygodniu robię 1RM, a w kolejne dwa pracuje nad dynamiką. I koniec, sposób, ćwiczenia, to wszystko dobierałem „w locie”. Czasami szedłem robiłem 1RM, potem jedną asystę i koniec treningu. Innym razem szedłem i nawalałem do porzygu, aby jak najbardziej się zniszczyć, bo czułem siły. Słuchałem ciała w 100%.

Ale gdzieś na wiosnę pomyślałem sobie, że mam już takie wyniki, że nie powinienem tak chaotycznie do tego treningu podchodzić, że skoro taki trening daje rezultaty, to dobrze zaplanowany trening na długie tygodnie do przodu da jeszcze większe rezultaty. Do tego wprowadziłem mnóstwo innych ćwiczeń, innych metod, które fajnie się prezentowały na papierze w teorii. A okazało się że spowodowało to tylko ciągłe wypalanie się.

Można by powiedzieć że przy dobrze rozpisanym treningu takich problemów by nie było, trening był po prostu źle rozpisany. Możliwe nie wykluczam tego.
Ale bardziej winy bym szukał w swoim charakterze… I tym że znając trening, mając rozpisany trening na tygodnie do przodu, narzucałem sobie za dużą presję i nie słuchałem ciała. Bo szedłem na trening czułem się chujowo… ale i tak cisnąłem do końca wszystkie rozpisane asysty „Bo co ja frajer jestem że odpuszczam w połowie?” Albo np miałem danego dnia bardzo ciężkie ćwiczenie 1RM, gdzie czułem się fatalnie a i tak zmuszałem się i je robiłem, bo przecież tydzień temu specjalnie robiłem lżejsze ćwiczenie 1RM, aby w tym tygodniu móc mocniej pocisnąć… Ignorowałem to co mówi ciało.

Co teraz? Po pierwsze, ogromny reset, nie staram się na siłę pobić starych PR, nowy start, pusta kartka 🙂
No i wracam do tego chaosu, OGNIA, słuchania ciała, a nie to chciałbym zrobić, co zapisałem sobie że zrobię danego dnia. Zmieniam też rozkład dni treningowych czyli, treningi max effort lower i upper to poniedziałek i wtorek, a treningi dynamic lower i upper to czwartek i piątek. Czyli na tym cierpią trochę treningi upper bo są bezpośrednio dzień po treningach lower. Natomiast jest to ustawienie zapewniające najwięcej regeneracji, bo początek tygodnia to dwa najcięższe treningi. Do tego sobota/niedziela to dwa wolne dni pod rząd czyli zdecydowanie większa regeneracja.

Słuchajcie nie odbierajcie tego jako jakieś moje żalenie się… Ja tutaj wymówek nie szukam, wina jest w 100% po mojej stronie, ja odpowiadam za taki stan rzeczy, nie szukam tutaj powodów w złej pogodzie, złych radach/sugestiach,czy w złym ustawieniu gwiazd xD Chociaż najłatwiej byłoby mi powiedzieć że to szczyt genetyczny, taka genetyka, tego się nie przeskoczy, i trzeba wejść na bombę… Jak to nie jeden głupek pomyślał, a potem zrobił lol.

W każdym razie ja chce żeby osoby czytające moje wpisy, widziały pełen proces, miały pełny obraz mojej drogi. Ja wielu rzeczy nie wiem, wiele rzeczy robię źle, i jeszcze nie raz mi się noga powinie, ale to normalne to jest ciągły proces poprawy, rozwoju.
To nie tylko kolejne PR-y, świetne treningi, i ogólnie świetna zabawa… no niestety, trafiają się złe tygodnie, miesiące a nawet i lata, ważne by ciągle analizować, wyciągać wnioski i iść do przodu.

Nie schodzić z raz obranej drogi, tak uważam.

#silownia #sport #strongaf #mirkokoksy #mikrokoksy

Powered by WPeMatico

Komentarze są wyłączone.